Michał Tajchman
*  07.09.1910 Wysoka
† 04.08.1944? Warszawa

Audycja Polskiego Radia Rzeszów z dnia 25.01.2010
Ślad pamięci - Michał Tajchman "Mikita" - cichociemny
 
     Mjr lotn. sł. st. Michał Tajchman, ps. „Mikita”, „Tyran”,, vel Michał Szpunar, vel Wincenty Luskowski, ur. 7 września 1910 r. w Wysokiej, pow. Łańcucki, syn Michała, rolnika, tkacza, i Małgorzaty Szpunar.
     Początkowo chodził do szkoły powszechnej w Wysokiej, gdzie ukończył cztery kl., a od 1921 r. do Państwowego Gimnazjum im. H. Sienkiewicza w Łańcucie. Należał do Przysposobienia Wojskowego. Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1931 r. wstąpił 1 października do Szkoły Podchorążych Rezerwy piechoty nr 2 w Biedrusku, a po jej ukończeniu, od 1 października 1932 r. w Szkole Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie.
     Mianowany podporucznikiem ze starszeństwem od 15 sierpnia 1934 i przydzielony do 2 Pułku Lotniczego w Krakowie jako młodszy oficer w 24 i 22 eskadrze liniowej. Od sierpnia do października 1934 na kursie szybowcowym w Ustianowej. Awansowany na porucznika ze starszeństwem od 19 marca 1938 r. Ukończył kurs meteorologiczny w Instytucie Meteorologicznym w Warszawie (październik-grudzień 1938). Uczestniczył w kampanii zaolziańskiej w pierwszoliniowej 24 eskadrze od 19 listopada 1938. Od 1 sierpnia 1939 był dowódcą stacji meteorologicznej 2 Pułku Lotniczego.
     W kampanii wrześniowej 1939 r. do 3 września w Bazie 2 Pułku jako dowódca stacji meteo, następnie ewakuowany do Lwowa. 17 września o godz. 17. Na rozkaz płk. pil. Bolesława Stachonia wraz z kadrą stacji meteorologicznej i Szkołą Podchorążych Lotnictwa przekroczył granicę rumuńską w Śniatyniu. Od 21 września przebywał w miejscowości Frecati jako opiekun Szkoły Podchorążych Lotnictwa. Po  otrzymaniu paszportu przybył 27 września do Statiny.
     Później przez Dragasani, Bukareszt dotarł do Balcic (24 października - 5 listopada), następnie przez Maltę do Marsylii 13 listopada 1939 r. wstąpił do polskiego lotnictwa pod dowództwem francuskim w punkcie zbornym lotnictwa PSP w Lyonie (26 listopada).
     Po upadku Francji, 27 czerwca 1940 r. dotarł do Wielkiej Brytanii (Liverpool) i przeszedł pod dowództwo brytyjskie 1 lipca, kiedy to zameldował się w polskim dywizjonie nr III przy RAF-ie, stacjonującym w Blackpool (301 Dywizjon Bombowy Ziemi Pomorskiej). 13 sierpnia skierowany do polskiej bazy RAF-u do operacyjnej jednostki szkoleniowej nr 12 w Benson.
     Od 21 września 1940 r. przebywał w Penrhos (baza RAF). Skierowany do dywizjonu nr 110 w Ringway 5 grudnia, a 7 grudnia przeniesiony został do oddziału dowodzenia Sił Powietrznych w Cardiff, a następnie w Gatwick. Ponownie przydzielony do oddziału dowodzenia w Cardiff 6 stycznia 1941 r. Później w szkole bombowców i strzelców pokładowych w West Freugh. 14 lutego 1941 r. przeniesiony do dywizjonu 301 w Swinderby, a 14 sierpnia do centralnej szkoły artyleryjskiej w Castle Kennedy.
     Od 11 września w 138 dyonie specjalnym (eskadra RAF) w Linton i w Straishal, od 3 stycznia 1942 r. Awansowany na kapitana ze starszeństwem od 1 września 1941. Za udział w walkach nad kontynentem (wyprawy bombowe) odznaczony Virtuti Militari 5 kl. Zarządzeniem NW z 11 sierpnia 1941 i 4-krotnie Krzyżem Walecznych.
     Zgłosiwszy się do służby w kraju, przeszedł szkolenie konspiracyjne. Przeznaczony do zadań lotnictwa w konspiracji. Zaprzysiężony w Oddziale VI Sztabu NW w Londynie 3 kwietnia 1942 r.
W nocy z 26/27 stycznia 1943 r. (operacja lotn. „Gauage”, ekipa 19) wykonał skok na placówkę odbiorczą „Żubr”, położoną 14 km na północny zachód od Kielc. Po aklimatyzacji w Warszawie przydzielony do Wydziału Lotnictwa Oddziału III KG AK, a od czerwca 1943 był kierownikiem referatu lotniczego w Oddziale III Obszaru AK Warszawa.
     M. in. z płk. „Arturem” (Adam Kurowski), kpt. „Bukowskim” (NN) i por. „Żubrem” (Kazimierz Chorzewski) opracował skrypty z zakresu nowoczesnego sprzętu lotniczego i jego przydatności w działaniach podziemnych. Mianowany majorem ze starszeństwem od 1 września 1943.
     Na początku Powstania przebywał w Śródmieściu. Prawdopodobnie zginął wraz z żoną i dzieckiem 4 sierpnia 1944 r. w rejonie ul. Polnej bądź Pola Mokotowskiego, po wyjściu z płonącego domu Lardellich przy ul. Polnej 30, wkrótce po zajęciu go przez Niemców. Inna wersja mówi, że został aresztowany przez UB i zamęczony na śmierć 9 maja 1946 r. w Warszawie.
     Odznaczony Virtuti Militari 5 kl. I 4-krotnie Krzyżem Walecznych.
     W 1943 r. zawarł zw. małż. z Małgorzatą z Lardellich; mieli córkę Elżbietę Marię (ur. 1944).

Cały tekst cytuję z książki;
Słownik Biograficzny CICHOCIEMNYCH, tom II, Krzysztof A. Tochman, Zwierzyniec 1995.
Dotrzeć do zapisu zdarzenia w którym możemy poznać trochę bliżej naszego bohatera to wyjątkowa sytuacja. W książce; DROGI CICHOCIEMNYCH, OPOWIADANIA ZEBRANE I OPRACOWANE PRZEZ KOŁO SPADOCHRONIARZY ARMII KRAJOWEJ, Londyn 1972 znalazłem jedno opowiadanie poświęcone „Mikicie”. Wspomnienie o koledze czasu wojny napisał „Dym” kpt. lotn. Wacław Pijanowski.

NIECH BOZIA  WYNAGRODZI. DYM

Wypadek, o którym chcę wspomnieć, zdarzył się na początku naszej, tzn. „Mikity” i mojej pracy w Warszawie, kiedy jeszcze nie umieliśmy „chodzić”, nie mówiąc już o znajomości przeróżnych sposobów unikania niebezpieczeństwa. Przyswoiliśmy je sobie dopiero grubo później. Przygód takich zresztą mieliśmy - później - doświadczyć jeszcze wiele.
Mikita pełnił funkcje szefa Lotnictwa Obszaru Warszawa. Ja w owym czasie byłem szefem technicznym dowódcy lotnictwa przy Komendzie Głównej AK. Widywaliśmy się często, wiele bowiem spraw, zwłaszcza w okresie początkowym, musieliśmy uzgadniać. Do tej pory nie umiem wytłumaczyć sobie faktu, dlaczego Mikita nie powędrował wówczas od razu na Pawiak, lecz „ślizgał się” jeszcze przez długi czas. Pracę miał ciężką: organizował, szkolił i inspekcjonował swą „komórkę”. Zginął pierwszego dnia Powstania, zabrany wraz z „Oporem” przez Gestapo z domu przy ul. Polnej 36.

Wszedłem do pierwszej napotkanej bramy, chcąc zobaczyć, Mikita zostanie zabrany przez żandarmów. Przez szparę w uchylonej bramie widziałem, jak jeden z nich przeglądał - uważnie, długo - trzymane w ręku papiery, stawiając Mikicie szereg pytań.

Do jakiej należysz organizacji? - Do AK - odpowiedziałem - nie było bowiem sensu zmyślać jakieś historyjki. Żandarm popatrzył na mnie przez chwilę i powiedział spokojnie: - Miałeś pan szczęście. A teraz zjeżdżaj a szybko! Jakoś automatycznie zdjąłem czapkę z głowy i powiedziałem: - Niech Bozia wynagrodzi…

Przy miodowej rozchodziły się nasze drogi. - Muszę iść do kościoła i podziękować Panu Bogu, że jeszcze chodzę po ziemi - powiedział Mikita na odchodnym.
Rzeczywiście, miał za co dziękować Opatrzności.
Cały tekst opowiadania znajduje się w pliku; mikita.pdf